Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». Gdy się przeprawiali, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.
Nasze Modlitwy
Projekt prowadzony pod opieką Hermanice.Dominikanie.pl
Ewangelia wg św. Mateusza, Mt 14,22-36
Komentarz to ewangelii
„Upadają na twarz, adorują i rzucają przed tronem wieńce, mówiąc: Godzien jesteś, Panie, odebrać chwałę i cześć, i moc” (Ap 4,10nn). Jak mam naśladować w niebie mojej duszy to nieustające zajęcie błogosławionych w Niebie chwały? Jak kontynuować tę chwałę, tę nieprzerwaną adorację? Święty Paweł daje mi światło na ten temat, gdy pisze do swoich, że „Ojciec dokonuje w nich przez Ducha wzmocnienia siły wewnętrznego człowieka, tak by Jezus Chrystus przez wiarę zamieszkał w ich sercach oraz żeby oni byli zakorzenieni i ugruntowani w miłości” (por. Ef 3,16nn). Być zakorzenionym i ugruntowanym w miłości: taki jest – jak mi się zdaje – warunek, by godnie spełniać zadanie „ku chwale majestatu” (Ef 1,6.12.14). Dusza, która przenika i mieszka w tych głębokościach Bożych… która w konsekwencji czyni wszystko „w Nim, z Nim, przez Niego i dla Niego”… ta dusza przez każde ze swoich poruszeń, swoich aspiracji, jak i przez każdy ze swoich aktów, choćby to były akty najzwyklejsze, zakorzenia się coraz głębiej w Tym, który ją miłuje. Wszystko w niej oddaje cześć Bogu trzykroć świętemu: ona jest, by się tak wyrazić, ustawicznym „Sanctus”, nieustanną sławą chwały!
„Padają na twarz, adorują i rzucają przed tronem swe wieńce”. Najpierw dusza powinna paść na twarz, zanurzyć się w przepaści swojej nicości, pogrążyć się do tego stopnia… że znajdzie pokój prawdziwy, niezmienny i doskonały, tak że nic go nie zakłóci, ponieważ ona rzuciła się tak nisko, że nikt nie pójdzie tam jej szukać. Wtedy będzie mogła adorować.
Św. Elżbieta od Św. Trójcy (1880-1906)
Dzienne czytania pochodzą ze strony https://www.evangelizo.org